piątek, 31 sierpnia 2012

Sto lat!!!

Gapa ze mnie okropna :)
Wszystkim, którzy podzielają ze mną trud prowadzenia bloga. Wszystkim, którzy wiedzą jakie to jest wyzwanie i jednocześnie satysfakcja, kiedy ktoś zamieści 1 komentarz na pół roku. Wszystkim blogerom, szczególnie tym prowadzącym blogi o hobby i hand made :) życzę wytrwałości w pisaniu co raz to nowych postów, wymyślaniu co raz to nowych wpisów, życzę Wam aby wasze aparaty nigdy się nie psuły, wasze oczy nie wysiadały a wasza głowa zawsze rodziła na jałowej ziemi jaką jest internet. 
To dla Was wszystkich. 
PS- jedna świeczka jest, ponieważ mój blog niedawno obchodził urodziny pierwsze swoje i oby nie ostatnie.

Coś nowego

Dziś dzień jak co dzień, ale z małym akcentem. Takim fioletowym troszkę. Otóż będąc w empiku sobie niedawno, natknełam się na taką rzecz jak: tablica malarska. Rzecz dla mnie dziwna bo ja jestem w tym troche laik, mimo iż na studiach miałam zajęcia z rysunku odręcznego. Ale do sedna zmierzajmy. Chodziła za mną ta tablica i chodziła, aż kupiłam nie dużo mnie to wyniosło ale też duże ta tablica nie była (18 x 24 cm). Z tyłu czytam: olej, akryl, tempera, gwasz, do wszystkich technik malarskich. Więc zabrałam się ochoczo do pracy. Na początek oczywiście szkic. I tu zaczęły się schody. Użyłam do tego ołówka 2H i możliwe, że to zrobiło robotę, tak czy siak nie mogłam wytrzec błędów. Ołówek pozostawał uparcie na tej tablicy. Nieważne czy to gumka chlebowa czy zwykła, czy factis, czy mapped. Zirytowana brnęłam dalej. Gdy szkic był gotowy użyłam do konturów tuszu artystycznego, jakiejś angielskiej firmy. Przyznam się szczerze, że na tym poziomie też jestem laikiem bo nakładałam ten tusz cienkim pędzelkiem a nie piórkiem, jak dotąd robiłam przy pracach na kartkach. I tutaj przyznam się, bawiłam się wyśmienicie. Tusz nakładał się gładko bardzo szybko wysychał (bądź co bądź to płótno jest), a po wyschnięciu pozostawiał po sobie ładny hmm poblask. Dodatkowa rzecz: dawał się lekko zetrzec co zmiękczyło ostry rys obrazka. potem gdy już miałam kontury czas przyszedł na tło. I tu kolejna niespodzianka. Jako, że postawiłam na tło futurystyczne potrzebowałam zacieków. wszystkie ładnie mi poszły, może troche po skosie ale to już moja wina. Na koniec dodam, iż do tła a potem już do wykańczania i dodawania kolorów używałam temper oraz pędzla 12 okrągłego ze spiczastym końcem. Na koniec muszę powiedziec, iż inspirowałam się a właściwie to podążałam za jedną artystką. Nazywa się Leilani i na YouTube prowadzi videoblog o nazwie Art NuVogue.

Na koniec pragnę wam zaprezentowac efekt mojej pracy oryginał oraz troszkę podrasowaną komputerowo wersje. 


Na dziś to już koniec, trzymajcie się ciepło lub chłodno, bo przecież pogoda jest cudowna :)

wtorek, 28 sierpnia 2012

Oj coś ostatnio mnie ciągnie do niebieskiego. Sama nie wiem czemu ale jakoś tak mi się te połączenia podobają. I dlatego powstała wczoraj wieczorkiem taka oto maliznota. Troszkę za duża jak na moją rękę (porwał mnie szał wzoru), ale jakoś zła nie jest. Możliwe, że znajdzie rękę, która ją pokocha :)



poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Burza...

Ja dziś tylko na chwilę pochwalić się wam moim nowym dziełem które na pewno będzie miało swoich następców. I tak pod wpływem hmmm, chwili, że tak to ujmę, powstała para kolczyków. Kolor ich kojarzy mi się niesamowicie z kolorem chmur burzowych które bezlitośnie chlustały moje okno w czasie tworzenia zawieszków usznych. A tak naprawdę to miała powstać bransoletka w stylu marynarskim a wyszło (haha) coś z goła innego. Tak więc podziwiajcie, chwalcie i czasem mnie odwiedzajcie.

PS- to drugie zdjęcie jest nie przypadkowo. Na drugim możecie zobaczyć faktyczne kolory kolczyków a na pierwszym się bawiłam programem do obróbki.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Projekt: 4 Czarne Wdowy


Pogoda iście jesienna. Raz gorąco jak w piecu raz zimno jak w igloo a raz parno i senno jak… no nie wiem jak. Ale ja nie o pogodzie, o pogodzie było wcześniej. Teraz się chwalę. Poproszono mnie ostatnio, żebym co bym zrobiła 4 bransoletki. Niby 4 no co to jest?  Zapytacie pewnie. Ha! Trochę mi zajęło zanim się uporałam z nimi. A czemuż to?  A dla temuż, że każda miała być inna i każda niepowtarzalna. Po za tym musiałam wymyślić nowe wzory. Nie wszystkie wyszedły (wyszły) tak jakbym chciała, ale ogólnie jestem zadowolona z efektu. 3 na 4 według mnie się udały. Ostatnia niekoniecznie, ale co mi  tam.

A oto przyczyna całego zamieszania. Miałam odnowić starą (w sumie nie starą tylko raz założoną) bransoletkę, której elementy, nie wiedzieć czemu zaśniedziały. Więc po chyba 5 ciężkich próbach powstało takie coś. Nie było tak źle. 2 tygodnie siedzenia i myślenia "jak to zrobić". W końcu się udało, a potem to już z górki było (wcześniejszy post). I tak oto znalazłam swój styl. 


 Na początku samiutkim było coś takiego. Przyznam się, że na początku mi się podobała. Ale w miarę jak robiłam każdą następną to ta wydawała mi się taka uboga.

Tutaj znowu za dużo koralików było i ta była dla mnie uboga.

No i: Czarna Wiedźma 4. Chyba najgorsza jaka mi się do tej pory trafiła. Była ostatnia i jakoś nie mogłam się do niej przyłożyć.

Cała zgraja razem.
I na mojej łapce. Najlepiej to wyglądały właśnie w ten sposób. Jak je założyłam to miałam wrażenie że mam strój wojowniczki :p (tutaj ułożone w kolejności wykończenia).

 I najlepsze na końcu. Czarna Wdowa 3. Ta najładniejsza spośród czterech. z tego efektu jestem bardzo zadowolona i pewnie powtórzę ten wzór (łuki na zdjęciu) w jeszcze innych kolorowych bransoletkach.

a tutaj Czarna 3 z bliska.

Dziękuję za wytrwałość w tym dłuuugim poście. Nie chciałam pokazywać Wdów na raty, bo nie miałoby to sensu. Tak więc zachęcam do komentowania, oglądania i odwiedzania mnie częściej na tym zwariowanym i zapomnianym przez ludzi blogu. Trzymajcie się ciepło lub chłodno (zależy od pogody <ducha>).

piątek, 17 sierpnia 2012


Dziś pogoda nam troszkę niedopasuje. Wydawało się, że znów wróci słońce a tu jednak niestety nie. Smutny ten dzień więc postanowiłam sobie osłodzić go i wziąć udział w Candy. Jak widzicie po prawej stronie mam już dodane banery i teraz czekam (oj czekam)  na wyniki. Troszkę sobie poczekam ale warto J.
            Dziś pokażę wam dalszy ciąg zaległości. Dodam tylko, że może moje bransoletki nie wyglądają ładnie na zdjęciach nie założone na rękę. Jednak niesamowicie wyglądają na rękach na czymś żywym. Także może pomyślę o sesji z nimi. Co byście mogli podziwiać cały ich majestat i ich pełną krasę.
            A więc, dziś bransoletki której swoją szerokość zawdzięczają masie sznurków. A mianowicie obydwie mają po 5 cm szerokości w samym środku. A ich maksymalna szerokość to 6 cm. Także są bycze. Kiedyś bezmyślnie patrzyłam się na moje szpule sznurka jubilerskiego i ułożyłam właśnie takie kolory, potem za przykładem poszedł drugi zestaw kolorystyczny a potem to już nie miałam ciemnego sznurka i musiałam zarzucić pomysł. Tak czy siak efekt jest super.

Jako pierwszą zobaczycie „Lodową” bransoletkę. Na tych dwóch zdjęciach jest w całej swej okazałości jeszcze z niedokończonym zapięciem. Wykonałam ją przed imprezą w sąsiedniej wsi gdzie poznałam bardzo miłe Panie, które zresztą pozdrawiam J.

A tu już skończona całkowicie.

 Właściwie to ja planowałam inne rozstawienie tych kolorów. W niebieskiej i w tej „Wiośnie”. Ale podczas zaplatania one ułożyły się własnie tak i musiałabym rozwalać duży kawał roboty żeby zestawiły się tak jak chciałam. Pozwoliłam jednak na to by kolory przyciągnęły się same, jak widać nie pomyliłam się J.
Tak więc zakańczam tego przydługiego posta. Żegnam się z wami cieplutko i słonecznie :)

niedziela, 12 sierpnia 2012

Hehe...


Ha! Jestem po długiej (znów) przerwie jestem. Chciałam poukładać sobie styl w tworzeniu, dlatego nie pokazywałam Wam co robię. A robiłam no trochę. Zaczęło się i nie skończyło. Postanowiłam raz na zawsze skończyć z aniołkami z masy solnej. Oczywiście nie smućcie się czasem dla samej przyjemności będę coś robić ale już nie po to żeby komuś sprzedać. Zamiast tego skupiłam się na szydełku i na makramie. Która muszę przyznać pochłonęła mnie do reszty. Głównie chyba dlatego, iż pchnięta nagłym impulsem zakupiłam parę (8) szpul sznurka jubilerskiego. No i do tego trochę koralików (50 woreczków). A! I założyłam Facebooka J. Tak więc jeśli tylko macie ochotę możecie mnie podziwiać na bieżąco. Śmiało klikajcie „lubię to” ja się nie obrazę jak klikniecie J. A więc oto link: 


Taaaaaaaaak mnie coś naszło na założenie. Ok., ale dość gadania trza pokazywać. Uznałam że pokaże Wam na razie tylko cześć, bo większość i tak możecie zobaczyć na facebooku J. Jakość zdjęć się poprawiła za sprawą nowego sprzętu mojego brata, który przekroczył próg dorosłości i dostał dokumencik ze zdjęciem. Z okazji tak doniosłej chwili jaką jest (za moich czasów) wydanie 30 zł za dowód osobisty (w jego przypadku było to tylko jeżdżenie dwa razy po dowód bo sobie karteczki zapomniał), moja spontaniczna mama kupiła dzieciakowi aparat. Młody właściwie nie wiedział jak to dotknąć i przez chwile okrążał aparat jak mój pies, który nie wie jak się do tego zabrać, aż w końcu (trzeba oddać wzniosłość tej chwili) włączył guziczek…
Na tym edukacja się skończyła bo wcisnął guziczek jeszcze raz i schował aparat do pokrowca. Teraz ja jestem bogiem tego aparatu a on się przygląda J. Korzystam póki mogę i pewnie wy też korzystacie bo lepiej widzicie moje prace.
No ale my tu gadu gadu a czas goni. Więc dziś może coś od czego się wszystko zaczęło.
Och jakże pięknie mnie widać w tym hematycie. To ona jest winna bo od niej się zaczęło. Bo była za ciężka to stworzyłam alternatywę z drewnianych koralików. 
Jestem wybredna i brakowało mi połysku hematytu, więc powstało coś ze szklanych pereł.


potem było jeszcze mnóstwo innych, jednak o tym potem. Na razie idę dziergać zamówienie mojej mamy. O tym także potem. Więc serdecznie was pozdrawiam w ten dzień kiedy pogoda nie może się zdecydować czy dać nam kopa żarem z nieba czy olać nas totalnie. Życzę udanej niedzieli i do zobaczenia wkrótce.