No a teraz doczytałam, że owoce ma trujące :P Ogólnie zdziwił mnie fakt jej występowania, bo ona lubi gleby bardziej mokre i kwaśne, niż ogólnie u mnie występują. Choć po głębszym zastanowieniu stwierdzam, iż możliwe, że jej się tam spodobało, bo rosła przy fosie.
Dalej wędrując stwierdziłam, że obiorę całkiem nieznaną mi trasę i zobaczę dokąd mnie ścieżka zawiedzie. I zawiodła mnie bardzo okrężną drogą do domku mojego drugiego Ja. Ale o tym później. Teraz o roślinkach. Po jakimś czasie przywitała mnie roślina, która jeszcze bardziej mnie zadziwiła. Jeśli chodzi o jej miejsce bytowania. Bo idąc dalej spotkałam żywopłot z Rajskiego Jabłuszka. Śliczne owocki, dość charakterystyczne w smaku bo cierpko-kwaśne z lekką nutą słodyczy i malutką pestką w środku :P Tak mi się spodobało, ze chyba je odwiedzę, bo rosło samopas sobie na odludziu. A! Zapomniałam dodać, że takie rajskie jabłuszka można marynować na zimę i potem wykorzystać do różnych potraw. Więc jeśli spotkacie u siebie taką jabłoń zachęcam do spróbowania nowych smaków :D
Takie małe śliczności. Oczywiście jeśli się mylę co do nazwy tej roślinki poprawiajcie mnie śmiało. Fakt, że znam się na roślinkach nie znaczy, że jestem nieomylna. Tak jak w przypadku następnej rośliny, spotkanej parę metrów dalej. Swego czasu słyszałam, że stare odmiany gruszy mają kolce. Teraz już nawet odmiany bardzo stare nie mają kolców (jak moja 30-sto letnia grusza pod oknem). Niemniej jednak roślina miała bardzo zbliżone wyglądem owoce, do owoców gruszy. Stąd też mój wniosek co do nazwy.
Potem była mozolna wędrówka w dół a po drodze sprawdziłam zoom w aparacie mojego brata. Myślałam, że to taki tylko pic na wodę bo przy małych odległościach to ten zoom jest... no płakać się chce i tyle. A tu taka niespodzianka i szok bo jednak coś potrafi to aparacisko.
O! Przypomniałam sobie, że przecież mam zdjęcie początku trasy jaką przechodziłam więc popatrzcie sobie jaki leciutki pagórek miałam do przejścia :D
(Tam w tle moja mama kradnie jabłka:)). To był zaledwie pierwszy kilometr. I oczywiście zdaję sobie sprawę, że tatry czy nawet bliskie mi Bieszczady są gorsze do przejścia, ale ja nie muszę nigdzie wyjeżdżać żeby przejść ciekawą trasę :P no i w końcu to są MOJE Małe Bieszczady.
Od lipy było już zaledwie 3 km do domku mojego Ja i tam wypoczęłam, zjadłam obiad i wracałam do domu już nie okrężną trasą a trochę krótszą za to wcale nie łatwiejszą (mimo, że było z górki). Na koniec dnia Moje Małe Bieszczady pożegnały mnie tak:
Podsumowując mój przydługi post (jeden z wielu). Nie musimy wcale szukać daleko po ciepłych krajach, które na pewno są cudowne, ale może pozostawmy je ich mieszkańcom do odkrywania. Bo szukamy daleko a cudowne rzeczy mamy pod nosem.